W sumie to dość długa historia. Mimo wszystko sądzę, że warto zacząć od początku… Były wakacje roku 1998. Do parafii Świętej Trójcy, w której mieszkałem przyszedł nowy ksiądz na miejsce wyjeżdżającego na studia ks. Mirka Jasińskiego. Ksiądz Jakub Dębiec miał objąć patronat nad ministrantami w parafii, nie ukrywam, że jego pomysły mi się nie podobały … Zresztą nie ważne. W każdym razie wiek dojrzewania wiąże się z różnymi problemami i ksiądz Jakub okazał się właściwą osobą na właściwym miejscu (był styczeń 1999 roku), jego wsparcie pomogło mi się wyrwać ze swoistego dołka. Ten kapłan stał się moim najlepszym przyjacielem. W jego naturze już leży, że zaskarbia sobie sympatie ludzką szybko.
Nie długo wcześniej (adwent 1998) ks. Jakub zaangażował grupkę ministrantów do konkursu biblijnego w Paradyżu (szczerze powiedziawszy o samym konkursie nie chcę rozmawiać, miejsce, które zajęliśmy też nie jest ważne): Mariusza i Mikołaja Kaniewskich, Marcina Chrostowskiego, Łukasza Borucha (czyli mnie) i Rafała Ch.
Uff…, jeżeli jeszcze czytasz to proszę dotrwaj do końca!
Tym sposobem grupka ludzi wcześniej nie mająca wiele ze sobą wspólnego, zaczęła się stawać przyjaciółmi. O godzinie 8.45. 1 lipca 1999 roku pojechaliśmy do miejsca, które ostatecznie odmieniło nasze życie z ks. Dębcem (ale mi się powiedziało, co nie?). Kamesznica jest to malownicza górska miejscowość koło Żywca, w diecezji chyba Bielsko Żywieckiej. Zresztą nie istotne… W czasie kiedy nie mieliśmy za wiele do roboty Mariusz dał nam niecodzienne zaproszenie: Odmówmy sobie cały różaniec! Zgodziliśmy się: Mikołaj, Marcin, Jędrzej, no i ja, zresztą i tak nie było co robić. Jeżeli się śmiejesz to zadzwoń do nas i postaramy ci się uświadomić ile ta modlitwa była warta wtedy i jest teraz.
Od tego czasu odmawialiśmy różaniec codziennie, na wakacjach w górach jeszcze wspólnie. Później indywidualnie.
Na przełomie 1999/2000 roku często się zastanawialiśmy, co dalej z naszym Różańcem zrobić. Chcieliśmy zaangażować w to więcej ludzi. Wiele pouczeń wskazówek… Ostateczną pewność do konkretniejszego działania dał list od ks. Jakuba, który studiował już we Wiedniu (ach, te doktoraty).
Po kolejnych rozmowach z księdzem proboszczem Bronisławem Kaczmarkiem w maju dostaliśmy wstępną zgodę na działalność. W sierpniu 2000 roku uzyskaliśmy wotum zaufania od ks. Proboszcza. Nasze pierwsze spotkanie odbyło się 7 października 2000 roku w kaplicy Świętego Krzyża. Było 12 osób i zawiedzeni organizatorzy. Wielu zaczęło nieprzychylnie patrzeć na to co usiłowaliśmy zrobić: ironia, głupi uśmiech itd.
Na kolejne zgrupowania, tym razem już do salki naszego patrona św. Maksymiliana, przychodziło coraz więcej osób. Ostatecznie jest nas ponad 20 i powoli robi się ciasno. Wydaje się może, że to mało, ale Bydgoszcz nie ma dobrych warunków, trzeba się modlić o młodzież, która chce odnaleźć Boga.
Naszym orężem stał się Różaniec, naszą tarczą Cudowny Medalik, naszą wodą Jezus, naszym pokarmem Jego ciało, naszą rozmową modlitwa na różańcu (zaraz, zaraz, nie jesteśmy pustelnikami! Przybliżam tylko Boga), Maryja jest naszą Matką!
Łukasz Boruch